Zimno, ciemno i dziwnie
monotonnie. Jedyne, co przerywało tę błogą ciszę, to krople deszczu uderzające
znienacka o parapet jej okna. Nawet spojrzenia na wyświetlacz telefonu z
nadzieją, że zobaczy na nim tekst „masz 1 nieprzeczytaną wiadomość” stały się
monotonne. Ostatnie dni były jakieś dziwne i jakby puste. Puste, bo bez Niego, bez
jego śmiechu, spojrzenia, zapachu, nawet tego cudownie łaskoczącego zarostu.
Jedyną rzeczą, która ostatnio sprawiała, że robiło się jej cieplej na sercu,
był zasuszony bukiet róż, malinowych róż. Przypominał jej o tym, jak pewnego
wieczoru czekając na Niego w parku, przemarzła. Była wściekła, że się spóźnia i
że nie napisał nawet przyziemnego smsa. Czekała na Niego z ogromną
niecierpliwością i tym ciepłym, łaskoczącym żołądek podnieceniem. A On co? Nie
przychodził! Każda minuta potęgowała jej irytację i rodzące się pomalutku
zwątpienie. Poprawiając swój szalik, szczelnie pozatykała dziury, którymi chłód
nękał jej szyję. Postawiła kołnierz swojego ulubionego płaszcza i zrobiła
krok w kierunku bramy prowadzącej w stronę miasta. Pełna frustracji zaczęła
przełykać swoje słone łzy, spływające po policzkach. Zrobiło się jej jeszcze
bardziej zimno i chciała zniknąć, zapaść się pod ziemię. Nagle usłyszała, jak
kałuże za jej plecami rozbryzgują się po chodniku tak, jakby ktoś po nich
biegł. Odwróciła się i zobaczyła Go. Dyszącego, zmęczonego, trzymającego w
dłoni ogromny bukiet róż. W pierwszym odruchu rzuciła się na niego z pięściami
i płaczem, że sobie z niej zadrwił i nie przychodził, potem wtuliła twarz w
jego miękką kurtkę i zapytała przez łzy: „dlaczego?!”. A On odpowiedział tylko,
że przebiegł całe miasto, żeby dać jej róże, które będą pasować do jej
ulubionego szalika. Po kilku sekundach spojrzała na swój szalik, a za chwilkę
przerzuciła wzrok na bukiet róż. Były w odcieniu ciepłej i słodkiej maliny, idealnie
takie same, jak jej szalik. Przełknęła ostatnia łzę, jaka spłynęła jej z oczu,
podniosła głowę, spojrzała mu w oczy najgłębiej jak tylko potrafiła i
uśmiechnęła się. Zobaczyła w nich słowo „przepraszam”. Już nic nie musiał
mówić, tłumaczyć się, wystarczyło, że był, że ją przytulał i rozczesywał swoją
dłonią jej mokre od deszczu włosy. Te róże wywołały w jej sercu tornado uczuć,
chciała jak najszybciej znaleźć się w domu i wypić gorącą herbatę, siedząc w
jego ramionach.
Od tego momentu bukiet zaschniętych róż przypominał jej o tym,
jak ważna i wyjątkowa jest dla Niego. Nie ważne, że teraz jest daleko, że
nie może się do Niego przytulić, że nie może z Nim porozmawiać. Była pewna, że
o niej myśli, że za nią tęskni. Wystarczyło jedno spojrzenie na bukiet róż
danych z miłością i również z tą miłością zasuszonych, żeby monotonia dnia
codziennego, chociaż na chwilkę, odeszła w cień, pozwalając kolorować uczuciem
dzień.
no i pomimo szaro burej pogody zrobiło mi się ciepło i słodko na sercu, po prostu malinowo :)
OdpowiedzUsuńczyli zadanie wykonane :) cud, miód i orzeszki :)
Usuńzawsze do usług ;)
cud, miód, orzeszki i malinki, zacny komplecik:)
OdpowiedzUsuńoj zacny, zacny :)
Usuńmalinowe róże i malinowy z zimna nos... to dopiero 'komplecik' na komplemencik nie zasługujący :P
OdpowiedzUsuńoj tam oj tam :p czepiasz się ;)
UsuńMarzenia wzbijające się ku niebu niczym gołębie.
OdpowiedzUsuńCieplej... mimo zimy.
trzeba rozgrzać to, co przysypał śnieg...
Usuńi roztopić, rozpuścić do mokrości, aby jeszcze większa plucha była :D
OdpowiedzUsuńNie napisałam o roztapianiu śniegu, tylko o rozgrzaniu tego, co pod nim jest. Gwarantuję Ci, że z tego pluchy by nie było :p
Usuń