sobota, 9 marca 2013

o Tobie XVII


Zimno, ciemno i dziwnie monotonnie. Jedyne, co przerywało tę błogą ciszę, to krople deszczu uderzające znienacka o parapet jej okna. Nawet spojrzenia na wyświetlacz telefonu z nadzieją, że zobaczy na nim tekst „masz 1 nieprzeczytaną wiadomość” stały się monotonne. Ostatnie dni były jakieś dziwne i jakby puste. Puste, bo bez Niego, bez jego śmiechu, spojrzenia, zapachu, nawet tego cudownie łaskoczącego zarostu. Jedyną rzeczą, która ostatnio sprawiała, że robiło się jej cieplej na sercu, był zasuszony bukiet róż, malinowych róż. Przypominał jej o tym, jak pewnego wieczoru czekając na Niego w parku, przemarzła. Była wściekła, że się spóźnia i że nie napisał nawet przyziemnego smsa. Czekała na Niego z ogromną niecierpliwością i tym ciepłym, łaskoczącym żołądek podnieceniem. A On co? Nie przychodził! Każda minuta potęgowała jej irytację i rodzące się pomalutku zwątpienie. Poprawiając swój szalik, szczelnie pozatykała dziury, którymi chłód nękał jej szyję. Postawiła kołnierz swojego ulubionego płaszcza i zrobiła krok w kierunku bramy prowadzącej w stronę miasta. Pełna frustracji zaczęła przełykać swoje słone łzy, spływające po policzkach. Zrobiło się jej jeszcze bardziej zimno i chciała zniknąć, zapaść się pod ziemię. Nagle usłyszała, jak kałuże za jej plecami rozbryzgują się po chodniku tak, jakby ktoś po nich biegł. Odwróciła się i zobaczyła Go. Dyszącego, zmęczonego, trzymającego w dłoni ogromny bukiet róż. W pierwszym odruchu rzuciła się na niego z pięściami i płaczem, że sobie z niej zadrwił i nie przychodził, potem wtuliła twarz w jego miękką kurtkę i zapytała przez łzy: „dlaczego?!”. A On odpowiedział tylko, że przebiegł całe miasto, żeby dać jej róże, które będą pasować do jej ulubionego szalika. Po kilku sekundach spojrzała na swój szalik, a za chwilkę przerzuciła wzrok na bukiet róż. Były w odcieniu ciepłej i słodkiej maliny, idealnie takie same, jak jej szalik. Przełknęła ostatnia łzę, jaka spłynęła jej z oczu, podniosła głowę, spojrzała mu w oczy najgłębiej jak tylko potrafiła i uśmiechnęła się. Zobaczyła w nich słowo „przepraszam”. Już nic nie musiał mówić, tłumaczyć się, wystarczyło, że był, że ją przytulał i rozczesywał swoją dłonią jej mokre od deszczu włosy. Te róże wywołały w jej sercu tornado uczuć, chciała jak najszybciej znaleźć się w domu i wypić gorącą herbatę, siedząc w jego ramionach.
Od tego momentu bukiet zaschniętych róż przypominał jej o tym, jak ważna i wyjątkowa jest dla Niego. Nie ważne, że teraz jest daleko, że nie może się do Niego przytulić, że nie może z Nim porozmawiać. Była pewna, że o niej myśli, że za nią tęskni. Wystarczyło jedno spojrzenie na bukiet róż danych z miłością i również z tą miłością zasuszonych, żeby monotonia dnia codziennego, chociaż na chwilkę, odeszła w cień, pozwalając kolorować uczuciem dzień.
 

10 komentarzy:

  1. no i pomimo szaro burej pogody zrobiło mi się ciepło i słodko na sercu, po prostu malinowo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czyli zadanie wykonane :) cud, miód i orzeszki :)
      zawsze do usług ;)

      Usuń
  2. cud, miód, orzeszki i malinki, zacny komplecik:)

    OdpowiedzUsuń
  3. malinowe róże i malinowy z zimna nos... to dopiero 'komplecik' na komplemencik nie zasługujący :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Marzenia wzbijające się ku niebu niczym gołębie.
    Cieplej... mimo zimy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. trzeba rozgrzać to, co przysypał śnieg...

      Usuń
  5. i roztopić, rozpuścić do mokrości, aby jeszcze większa plucha była :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie napisałam o roztapianiu śniegu, tylko o rozgrzaniu tego, co pod nim jest. Gwarantuję Ci, że z tego pluchy by nie było :p

      Usuń