Uwielbiała, kiedy
pojawiał się tak niespodziewanie, bo zawsze wtedy czas stawał w miejscu,
zatrzymywała się muzyka i wszystko dookoła zwalniało. Słychać było tylko ich
oddechy i melodię, którą grały bicia ich serc. Uwielbiała jego zapach, miękkość
jego dłoni i tę szczególną barwę głosu, dzięki której jeszcze bardziej lubiła
swoje imię. Zawsze w takich chwilach, gdy byli sam na sam, wtuleni we własne
ramiona, a Ona chciała coś powiedzieć, On w najczulszy sposób szeptał jej do
ucha: „Ciiii... Słyszysz? Dwa różne serca biją w tym samym rytmie...”. Właśnie
takie momenty utwierdzały ją w przekonaniu, że to z Nim chce spędzać każdą
chwilę swojego życia, że to z Nim chce się śmiać i płakać. To przekonanie
sprawiało, że była najszczęśliwszą osobą na świecie, a jej największe Szczęście
właśnie trzymało ją w ramionach.
ładnie, naprawdę ładnie ;) szczególnie przypadły mi do gustu słowa owego młodzika ^^
OdpowiedzUsuń