Kochany mój,
pół litra rosołu, cztery
nowe teksty, jeden projekt, kilkadziesiąt obrobionych zdjęć, kilka nowych,
siwych włosów, przekrwione oczy, męcząca alergia i garść marzeń to bilans moich
ostatnich dni. Nie mogłam do Ciebie napisać, bo moja doba chyba skurczyła się o
kilka godzin. Czasami tak sobie myślę, co by było, gdyby w moich żyłach płynęła
kawa z witaminą C... może wtedy miałabym siłę na te wszystkie zadania, które są
za mną i na te, które są jeszcze przede mną. Moje dzisiejsze przemoczone buty,
uświadomiły mi, że nie ma sensu biec takim tempem, z jakim ostatnio pokonuję
dni. Bo albo zbraknie mi tchu, albo przeoczę coś bardzo istotnego... coś, albo
Kogoś. Dobra, koniec mojego narzekania. Słońce
świeci, ptaszki śpiewają. Trzeba się cieszyć tym, co mamy w chwili obecnej,
nawet najmniejszymi rzeczami i sukcesami - inaczej można zwariować, a to jest
równia pochyła.
Pozdrawiam Cię ciepło,
marząc o chwilach wytchnienia spędzonych z Tobą.
Przycupnij kiedyś na
brzegu fontanny w parku i nachyl się nad taflą wody - zobaczysz mój uśmiech ;)
Bądź zdrów!
Twoja - Ona.
gotowałaś rosołek?^^ na kuraku, żeberku czy kostce pospolitej? never mind - i tak nie lubię:P
OdpowiedzUsuńa siwizny nie widać, kawa z mlekiem maskuje je znakomicie ;)
na najprawdziwszym ptaszysku :p oj zaczyna być widać, zaczyna :p
Usuńnie lataj tak, bo odfruniesz. możesz, ale lepiej z miłości niż zapracowania :))
OdpowiedzUsuń